
Jedzie za wolno, skręca źle, wrzuca bieg źle. Kto? Nie wiadomo, ale na pewno kobieta. Ta sama, która powinna zmywać naczynia, ale jeśli tym zajmuje się mężczyzna, to już nic z niego nie będzie – siedzi pod pantoflem. Być może spotkaliście się już kiedyś z podobnymi określeniami, ale spokojnie – to przecież tylko takie żarty! Wiadomo, że żaden rozsądny człowiek nie myśli tak na poważnie. Rzecz w tym, że te żarty kręcą się w międzypokoleniowym wirze, więc w końcu trafiają też do naszych dzieci. A my jesteśmy pierwszym pokoleniem, który ten wir może zatrzymać.
Współczesne rodzicielstwo ani trochę nie przypomina spokojnego spaceru górską równiną. Można za to je porównać do zdobywania ośmiotysięczników, na których nikt nie wyznaczył bezpiecznych szlaków. Gdyby tego było mało, większość z nas zaczyna tę wymagającą podróż, niosąc na plecach bagaż cudzych przekonań, które przez lata powoli stawały się nasze, krzywdzących stereotypów i czegoś, co wbija się w lędźwie najbardziej – braku wiary w swoje kompetencje.
Rodzi się więc matka, której najważniejszym obowiązkiem staje się rozpalenie ogniska domowego i poświęcenie całego swojego życia dziecku – rodzi się też ojciec, który zostaje na siłę wciśnięty w rolę „żywiciela rodziny”. Zagubieni, zniechęceni, powielający wzorce, które od lat były wyznacznikami rodzinnych sukcesów, dostają coś, o co wcale nie prosili. Wróćmy jednak do samego początku.
Seria Rodzicielska Natuli dla dzieci Jano i Wito
Każda kobieta była kiedyś małą dziewczynką. Każdy mężczyzna był kiedyś małym chłopcem
Oto dwa powszechnie znane, banalne stwierdzenia, które skrywają w sobie, mimo wszystko, iskrę odkrywczości. Droga do dorosłości nie jest bowiem krótka, dorośli się nie rodzimy, a wszyscy, których spotykamy na tej wyboistej trasie, mają wpływ na to, jakimi dorosłymi się staniemy. Co znajduje się na jej początku? Poród, w którym dziś ojcowie towarzyszą coraz chętniej, a co jeszcze kilkadziesiąt lat temu w większości polskich szpitali było nie do pomyślenia. Pierwsze dni, tygodnie, miesiące, a w końcu lata życia dziecka to też czas tworzenia relacji. Dziś coraz więcej mówi się o wychowaniu zorientowanym na więzi, ale to dopiero dziś – i nie w każdym domu.
[product id="26587, 26970"]
A to właśnie wspomniana więź staje się fundamentem wszystkiego, co w dorosłości będzie budować nasze dziecko
Michael C. Reichert, psycholog, autor książki „Jak wychowywać chłopca. Potęga relacji w kształtowaniu dobrych ludzi”, podkreśla, że chłopcy pozbawieni poczucia więzi bardzo często nie osiągają później sukcesów w życiu zawodowym czy społecznym, taki bagaż doświadczeń może mieć również wpływ na nawiązywanie relacji [1]. Jesteśmy przekonani, że ta smutna konsekwencja może dotyczyć obu płci, choć w tym przypadku autor pisze o chłopcach – tych, którzy od samego początku muszą być twardzi i odważni. Kilka rozdziałów dalej cytuje też słowa socjologa Michaela Kimmela, który stwierdził, że amerykańscy mężczyźni przystosowują się dziś do większej równości płci na różnych polach. Co więcej, zaznaczył on, że żadne wcześniejsze pokolenie nie dokonało tego na aż tak wielką skalę [2]. Wszystkie te spostrzeżenia są najlepszym dowodem na to, że fala zmian, niemal bezgłośnie, właśnie przypływa. Te zmiany nie następują jednak wtedy, gdy mężczyzna staje się ojcem. Zachodzą, gdy jest on jeszcze chłopcem.
[product id="20965, 16615"]
Jest więc mężczyzna, który stara się wkroczyć w ojcostwo bez krzywdzących uprzedzeń i stereotypów. A kto stoi tuż obok niego?
Kobieta, która równie mocno odczuwa ciężar binarnego podziału na role rodzicielskie. Słyszymy przecież, że matka powinna być gospodynią, która sprząta, gotuje i strzeże ogniska domowego, pilnując zaciekle, aby nie zgasło. A ojciec? Ojciec jest „żywicielem rodziny”, a więc myśliwym, i nawet nie mamy prawa z tym dyskutować, bo to wynika z biologii i ewolucji – czyż będziemy się kłócić z nauką? Słyszymy też, że to naturalne, że tak jest od zawsze, od zarania dziejów. Bzdura! O tym z kolei mówi Jordan Shapiro, autor książki „Nowe ojcostwo. Jak być feministycznym tatą”. Wspomniane „zaranie dziejów” oznacza „zaranie kapitalizmu”, bo w rzeczywistości przed industrializacją połowa populacji nie mogłaby pozwolić sobie na pozostanie w domu i opiekowanie się tylko tą przestrzenią. Polowania, zbieractwo, rolnictwo – tym zajmowali się wszyscy, nie tylko mężczyźni [3].
[product id="16616, 20434"]
Industrializacja była czasem potężnych zmian – nie tylko w strukturze gospodarczej, gdzie wszystkie gałęzie przemysłu nagle zaczęły rosnąć w zupełnie innych kierunkach
Była też czasem zmian dla rodziny. Najważniejszym zadaniem kobiety stało się wychowywanie dzieci i zajmowanie się domem, a najważniejszym zadaniem mężczyzny – przynoszenie pieniędzy do tego domu. Błędne koło zaczęło się kręcić, gdy kobieta przestała zarabiać – bo mężczyzna musiał zarabiać więcej i więcej, brać nadgodziny, pracować w weekendy, praktycznie nie wracając już do domu. I kręciło się tak bardzo długo – niektórzy z nas doskonale znają taki model ze swojego domu rodzinnego. Niezależnie jednak od tego, czy oboje nasi rodzice byli aktywni zawodowo, czy nie, czujemy, że ten postindustrialny model rodziny nikomu nie służył. Społeczna blokada, przed którą stali rodzice – kobieta bez możliwości na samorozwój i mężczyzna, na którym spoczywała potężna odpowiedzialność utrzymania całej rodziny – została wyłamana.
[product id="19864, 17075"]
A jak te wszystkie społeczne zmiany, o których wspomnieliśmy, mają się do żartów, jakie przytoczyliśmy na samym początku tego artykułu?
Żartów zresztą krzywdzących i smutnych, bo chcemy wierzyć w to, że ludzi, których naprawdę śmieszą kawały o babie przy garach, jest niewiele. Jesteśmy zmianą. Przede wszystkim chcemy odciąć nasze dzieci od tej starej narracji – zamiast przedstawiać stereotypy związane z płcią, wolimy wzmacniać w naszych dzieciach poczucie własnej wartości. Starając się dbać o własne potrzeby, dajemy dzieciom znać, że jest to niepodważalnym prawem każdego człowieka. Każdego. To świadectwo płynie do nich z różnych stron – także ze stron książek dla dzieci. Pozycji, które walczą z uprzedzeniami i stereotypami, z każdym rokiem jest – całe szczęście! – coraz więcej. Ważne miejsce w tym wartościowym zbiorze zajmuje seria książek autorstwa Wioli Wołoszyn, neurologopedy, autorki bloga matkawariatka.pl.
[product id="22065, 22702"]
Jano i Wito – to właśnie oni są bohaterami stworzonej przez Wiolę Wołoszyn serii książek
Tworzą ją pozycje dla najmłodszych czytelników – z grubymi, kartonowymi stronami, dużymi ilustracjami i mnóstwem wyrazów dźwiękonaśladowczych i powtórzeń – na starsze dzieci czekają z kolei książki z większą ilością tekstu, skupiające się na wymowie kolejnych (i najbardziej problematycznych dla dzieci) głosek. W wielu recenzjach często właśnie to wsparcie logopedyczne wysuwa się na pierwszy plan. I nic dziwnego – wspólne czytanie wszystkich książek tworzących serię „Jano i Wito” jest świetnym sposobem na wspieranie rozwoju mowy. Mówi się też o ciekawej narracji, która skupia się na codziennych, znanych każdej rodzinie sprawach, ale też na emocjach, które w domu tytułowych bohaterów są nazywane i rozumiane.
Do tych wszystkich korzyści dołączamy jeszcze jedną – przekonanie, że płeć biologiczna ani trochę nie determinuje kompetencji rodzicielskich. Mówiąc wprost: oboje rodzice mogą równie dobrze wychowywać dzieci, gotować, sprzątać, nastawiać pralkę, prowadzić samochód i zarabiać pieniądze. Co więcej, w zilustrowanej przez Przemka Liputa serii „Jano i Wito” próżno szukać polaryzacji – znajdziecie więc tu mamę gotującą zupę i tatę wracającego z pracy, bo właśnie takie jest życie. Z tego samego, najbardziej na świecie życiowego powodu, znajdziecie tu też tatę wyciągającego ciasteczka z piekarnika i mamę pędzącą do pracy.
[product id="22418, 23445"]
Jano i Wito znają właśnie taki model rodziny. Po postindustrialnej wizji nie pozostał nawet ślad
Tekst Wioli Wołoszyn płynie, czyta się go świetnie, w części książek jest go bardzo dużo – nie na tyle dużo jednak, by znalazło się w nim miejsce na seksistowskie kawały. To jest komunikacja, na jakiej nam zależy. Jeśli w waszych biblioteczkach już znajdują się niektóre pozycje z serii, a w ostatnich miesiącach nie sprawdzaliście, z jakimi ciekawymi tytułami tym razem wyszło wydawnictwo Mamania, to mamy dla was dobrą wiadomość – czekają na was dwie nowości.
„Jano i Wito jadą autem” i „Jano i Wito. Wito idzie do żłobka” to bogato ilustrowane przez Przemka Liputa opowieści o codziennych sprawach. Jest tu mama, która – wbrew seksistowskim żartom – nie ma najmniejszego problemu z prowadzeniem samochodu i rozpoznawaniem kontrolek na desce rozdzielczej. Jest tu tata, który razem z Jano robi pyszne kanapki – tak pyszne, że za chwilę rzuca się na nie cała rodzina. Ale jest też mama, która pomaga Wito ubrać skarpetki i wspiera go w adaptacji do żłobka – i jest tata, który przychodzi po Wito tuż po podwieczorku. Nie ma ról, bo nie ich potrzebujemy. Jest możliwość wyboru, wzajemność i przestrzeń. Tego potrzebujemy dziś najbardziej.
[product id="23313, 25016, 20027"]
[1] Reichert M.C., „Jak wychowywać chłopca. Potęga relacji w kształtowaniu dobrych ludzi”, Warszawa 2019, s.13.
[2] Tamże, s. 311.
[3] Shapiro J., „Nowe ojcostwo. Jak być feministycznym tatą”, Warszawa 2021, s. 51-52.
Poznaj nasze książeczki Niuniuś - o emocjach małego dziecka:
[product id="23455, 25343, 25388, 23512, 23528, 24390, 24392, 23591, 23455, 23692, 24390, 24392, " slider="true"]
Poznaj naszą Serię Rodzicielską – tworząc ją myśleliśmy o tym, czego najbardziej potrzebują rodzice.