ROZDZIAŁ 2.
SZACUNEK DLA SAMEGO SIEBIE. RODZICE TAKŻE MAJĄ POTRZEBY
Kiedy zaczynamy poznawać i wspierać siebie, robimy pierwszy krok, który zachęca także nasze dzieci do poznawania siebie.
Daniel J. Siegel
Dorośli wkraczają w rodzicielstwo wraz z pojawieniem się pierwszego dziecka. W przeciwieństwie do poprzednich pokoleń, które żyły w rodzinach wielopokoleniowych, dzisiaj narodziny dziecka oznaczają najczęściej pierwszy kontakt z noworodkiem, nie mówiąc już o opiece nad nim przez dwadzieścia cztery godziny na dobę. Rodzice szybko zaczynają rozumieć, że są zdani tylko na siebie: bez przeszkolenia, bez instrukcji na CD, jak w wypadku nowego telefonu komórkowego. A przecież jest to najważniejsze i największe wyzwanie w ich życiu! Wyobraźmy sobie, że ubiegający się o pracę jako rodzic przeczytałby w ogłoszeniu:
„Nie wymagamy żadnego treningu ani wcześniejszego doświadczenia”.
Tak więc z wkroczeniem w rodzicielstwo musicie zaufać nowemu wymiarowi życia, który się przed wami otwiera, wyposażeni na początku tylko w biologiczny instynkt przetrwania, naturalną dociekliwość i wrodzoną zdolność do nauki i rozwoju – dokładnie tak samo jak wasze dziecko! Świadomość niewiedzy uczy pokory.
Wszystkiego musicie nauczyć się razem z dzieckiem: opieki nad nim, współdziałania i budowania więzi w rodzinie. W szczególnie trudnych dniach możecie poczuć, że całe wasze doświadczenie życiowe i racjonalne podejście do rozwiązywania problemów na niewiele się zdaje.
Krzywa ilustrująca zdobywanie wiedzy i umiejętności przez rodziców jest stroma. A im dzieci są starsze, tym bardziej idzie ona w górę. W wirze nieustannej pracy, która trwa mniej więcej osiemnaście lat, dwadzieścia cztery godziny na dobę, i ma olbrzymie znaczenie dla przyszłości dziecka, rodzice często zapominają o sobie. Niektórzy otwarcie uważają, że bycie dobrym rodzicem jest równoznaczne z poświęceniem swoich potrzeb i przyjemności. Kiedyś na jednym z naszych warsztatów wstał ojciec sześciolatka i powiedział: „Mówienie o potrzebach rodziców jest śmieszne. Fakty są takie, że jako rodzic musisz zapomnieć o nich na osiemnaście lat”. Widać było, że jest bardzo przekonany o tym, co mówi, choć zarazem jego słowa zabrzmiały ponuro. Było nam przykro, słysząc coś takiego, zarówno ze względu na niego jak i jego dzieci. Poświęcenie swoich potrzeb dla dziecka zawsze kończy się tym, że wszyscy płacą za nie wysoką cenę.
Twoje potrzeby są ważne!
Dziecko o wiele więcej uczy się z tego, kim jesteśmy, niż z tego, co mówimy. Dlatego musimy być tym, kim chcemy, żeby stały się nasze dzieci.
Joseph Chilton Pearce
Konieczność zadbania o swoje potrzeby najlepiej ilustruje procedura awaryjna linii lotniczych: w wypadku zagrożenia stewardesy instruują rodziców, by najpierw nakładali maski tlenowe sobie, a dopiero potem dzieciom. Jest wszak oczywiste, że rodzic, który nie może oddychać, nie pomoże także swemu dziecku.
Bycie rodzicem poza pokładem samolotu niewiele się różni – zależności są tylko mniej oczywiste. Tak samo jak i tam, wasze potrzeby nigdy nie powinny podlegać dyskusji. Jeśli nie zatroszczycie się o siebie tak, abyście mogli rozkwitnąć, możecie wprawdzie opiekować się dziećmi i pomóc im przetrwać, ale nie będziecie mieli dość witalności i siły, aby pomóc im rozkwitnąć.
Nie staniecie się dla nich także wzorem troski o samego siebie, którego będą bardzo potrzebowały, gdy wyprowadzą się z domu i zaczną samodzielne życie.
Potrzeby rodziców są ważne, choć współczesne społeczeństwa nie poświęcają im dostatecznie dużo uwagi. Marzy nam się miejsce w każdej społeczności, w którym rodzice mogliby regularnie ładować swoje baterie, uczyć się i spotykać. Można sobie, na przykład, wyobrazić, że szkoły zamieniają się popołudniami i w weekendy w takie miejsca: dzieci byłyby tam zajęte zabawą, a rodzice mogliby otrzymać porady, coaching, ćwiczyć jogę, śpiewać w chórze, uczyć się gotowania i znaleźć towarzystwo innych rodziców. Częściej by się wtedy spotykali i mieliby okazję porozmawiać o ważnych dla siebie sprawach. Lubimy sobie wyobrażać świat, w którym dorośli i całe rodziny znajdowałyby wsparcie w takich miejscach.
Mamy nadzieję, że nasza książka zainspiruje was do uświadomienia sobie i docenienia własnych potrzeb – tak samo jak potrzeb waszych dzieci.
Żyjemy w czasach pośpiechu i trudno jest, o ile w ogóle możliwe, dbać o wszystkie swoje potrzeby przez cały czas. Jednak już samo postanowienie, że będzie się do tego dążyć, jest dużym krokiem naprzód.
Uświadom sobie swoje potrzeby
Większość rodziców, z którymi mamy do czynienia, niezbyt troszczy się o siebie, ponieważ przede wszystkim nie wiedzą, jakie są ich potrzeby. Jak wielu z nas, prawdopodobnie i wy byliście uczeni rezygnacji ze swoich potrzeb na korzyść zewnętrznych standardów wyznaczanych przez rodziców i nauczycieli, a potem pracodawców.
Rezygnację z własnych potrzeb wciąż uznaje się za normę we wszystkich strukturach, w których jedni ludzie sprawują władzę nad innymi.
Dotyczy to w równej mierze rodzin, szkół i państw. Zawsze szokuje nas i smuci, kiedy widzimy, jak chętnie rodzice i nauczyciele poddają żywiołowe popędy i zainteresowania dzieci drylowi posłuszeństwa i konformizmu.
Dorośli zdradzają nam, że po wielu latach lekceważenia swoich potrzeb czują się jak sparaliżowani. Chcieliby mieć w sobie więcej pasji, życia i wolności, tak jak wtedy, kiedy byli młodsi. Niektórzy nawet wymazali z pamięci te wspomnienia i stali się podejrzliwi względem wszelkich wzmianek o uczuciach czy potrzebach, traktując je jako przejaw wydelikacenia, słabości lub przesadnej wrażliwości. Jednak rodzice, którzy na naszych warsztatach odzyskują świadomość swoich uczuć i potrzeb, zyskują także nową witalność i energię, a potem skuteczniej potrafią się o nie zatroszczyć.
Uświadom sobie, jaki jest koszt niezaspokojonych potrzeb
Jeśli wasz dzień jest wypełniony zajęciami, przebiega w pośpiechu i nie ma w nim miejsca na odpoczynek i regularne posiłki, trudno będzie wam z entuzjazmem reagować na potrzeby dziecka. Jeśli nie macie czasu na własne przyjemności i zabawę, prawdopodobnie nie znajdziecie także zrozumienia dla jego nieustającej chęci zabawy. Jeśli nie macie nikogo, z kim moglibyście się wygadać, wysłuchanie dziecka zapewne okaże się dla was zbyt dużym wyzwaniem.
Emocjonalny koszt wyczerpania się waszych zasobów energii ponosicie nie tylko wy, ale również wasze dziecko.
Często znajdujecie się wtedy wraz z dzieckiem w sytuacjach typu przegrany-przegrany: zrzędząc na nie, krzycząc, grożąc mu, rozkazując i szafując karami i nagrodami. W końcu osiągniecie punkt całkowitego wypalenia, w którym wasze wyczerpanie i obciążenie sięgną zenitu. Przepełnieni zwątpieniem w siebie, bezradnością i beznadzieją, będziecie kwestionować sens swoich działań, mówić rzeczy, których nie chcieliście wcale powiedzieć i grozić konsekwencjami, których wcale sobie nie życzycie.
Innym skutkiem długotrwale niezaspokojonych potrzeb jest skłonność do odczuwania urazy wobec innych.
Gdy dzieci zorientują się, jaką cenę płacicie za opiekowanie się nimi, będą czuły się winne, dostając od was cokolwiek, i zaczną opierać się albo wręcz przeciwstawiać się temu. Jednocześnie będą miały opaczne wrażenie, że jesteście kimś pozbawionym potrzeb. A jeśli nie uświadomicie im, że macie potrzeby i jakie one są, dzieci nie będą potrafiły pomóc wam w ich zaspokojeniu. Tak czy inaczej, na szwank narażona zostanie zarówno wasza zdolność radosnego dawania dzieciom siebie, jak i ich zdolność radosnego dawania siebie wam.
Dzieci są empatyczne z natury i chcą – oraz potrzebują widzieć siebie jako osoby, które dają. (Oczywiście, istnieją granice, w jakich dzieci mogą przyczynić się do zaspokojenia potrzeb rodziców, i nie należy oczekiwać, że będą podstawowym źródłem satysfakcji). Znana jest nam, na przykład, następująca relacja o tym, jak dziecko potrafi pomóc osobie dorosłej.
Pewnego popołudnia długo bawiłam się z moim dwuletnim synem i w końcu poczułam się bardzo zmęczona. Potrzebowałam krótkiej drzemki, ale on wciąż miał mnóstwo energii i chciał się bawić. Powiedziałam mu, że jestem zmęczona i potrzebuję odpoczynku, ale on nalegał. W końcu spojrzałam na to z jego punktu widzenia i powiedziałam: «Widzę, że fajnie ci się ze mną bawi i nie chcesz jeszcze kończyć. Po prostu chcesz się bawić dalej». Byłam tak zmęczona, że nie potrafiłam wymyślić nic innego. Myślę, że zrozumiał wtedy, o co mi chodzi, bo nagle zmienił strategię. Powiedział: «Mamusiu, połóż się, a ja położę się obok ciebie». I tak właśnie się stało. Przez pół godziny zajmował się sobą, a ja mogłam się zdrzemnąć. Kiedy obudziłam się, spytał: «Mamo, czy już się wyspałaś?». Bardzo mnie to wzruszyło.