ODDZIELENIE OD CIAŁA
Najbardziej podstawowym obszarem, w jakim następuje oddzielenie, jest nasza cielesność. Ciało to fundament świadomości, bezpośrednio odnosi nas do materialnego wymiaru życia jako całości. Przez ciało jesteśmy powiązani z glebą, powietrzem, wodą, ze słońcem oraz z żywymi istotami – z całym światem. Zatem integracja na poziomie ciała stanowi źródło wrodzonej lekkości i radości życia.
Przeczytaj fragment książki „Wystarczająco dobre życie”
Kup książkę taniej w pakiecie:
[product id="28837, 28871, 28798, 28799"]
Człowiek, u którego taka jedność istnieje, doświadcza harmonii wewnętrznej i harmonii z otoczeniem. Może on w pełni doznać fali pobudzenia zdolnej przebiegać przez całe ciało. Energia życiowa, która swobodnie i bez przeszkód przepływa przez nas, manifestuje się w gracji ruchów, bystrości spojrzenia, zdrowym kolorze skóry czy pełnym, dźwięcznym głosie. Taki wymiar własnej cielesności wyraża się również w przekonaniu, że jest się swoim ciałem – a nie że się je posiada.
Ken Wilber przekonuje, że w procesie rozwoju w naturalny sposób przechodzimy przez trzy etapy związane z kolejnymi poziomami ewolucji świadomości:
- utożsamianie się (bycie jednym) z aktualnym poziomem,
- oddzielanie się od aktualnego poziomu (przekraczanie go),
- integrowanie się na wyższym poziomie z obejmowaniem poprzedniego.
Na przykład dziecko początkowo całkowicie jest swoim ciałem, a następnie się od niego oddziela i identyfikuje z poziomem wyższym, na którym znajdują się emocje. Tym samym zaczyna się utożsamiać ze swoimi emocjami, ciało spostrzegając jako obiekt. Jeśli proces ten przebiega bez zakłóceń, ciało nie jest oddzielone od emocji – zostaje wprawdzie przekroczone, ale i włączone w nadrzędny wobec niego poziom.
Oddzielenie i integracja są więc komplementarnymi procesami tworzącymi jedno zjawisko – pulsujący przeciwstawnymi tendencjami proces rozwojowy. Integracja na wyższym poziomie wymaga wcześniejszego oddzielenia się, ale też włączenia w nadrzędny poziom tego, co zostało oddzielone. W ten sposób w procesie rozwoju nic nie jest tracone, mimo iż przekraczamy kolejne etapy – wszystko zostaje objęte i włączone w wyższą i szerszą perspektywę. Z tego punktu widzenia jako dorosłe osoby wprawdzie oddzieliliśmy się swego czasu od naszych ciał, lecz mieliśmy też okazję włączyć je i zawrzeć w coraz wyższych aspektach naszego doświadczenia. Na tej drodze czyhają oczywiście niebezpieczeństwa i pułapki. Jedną z nich jest właśnie brak włączenia i zintegrowania niższego poziomu z wyższym. To wtedy następuje oddzielenie od ciała, które zaczyna być traktowane jak obca maszyna.
Obecnie wielu ludzi ma przekonanie, że raczej posiada ciało, niż nim jest, co świadczy o niepełnej integracji z własną cielesnością. Traktowanie ciała jako czegoś obcego lub jak maszyny w służbie woli może być uwarunkowane różnego rodzaju ranami pojawiającymi się na wczesnych etapach rozwoju. Brak fizycznego kontaktu między rodzicem a dzieckiem może spowodować zaburzenia w identyfikacji z własnym ciałem. Dotyk jest kluczowym doświadczeniem w pierwszym okresie życia, afirmuje bowiem i wzmacnia poczucie siebie w wymiarze fizycznym i psychicznym. Można powiedzieć: jestem dotykany, więc istnieję. Dzieci, które nie doświadczają w wystarczającym stopniu dotyku ze strony opiekuna, przeżywają odrzucenie na najbardziej pierwotnym poziomie. To właśnie ciało, dotyk, kontakt fizyczny z całym spektrum doznań ucisku, temperatury, głaskania, przenoszenia, kołysania i ruchu stanowią fundament, na którym buduje się poczucie własnej wartości, świadomość bycia kochanym i chcianym, poczucie sensu własnego życia oraz przekonanie o obfitości świata. Poprzez ciało dziecko kształtuje podstawowe zręby własnej tożsamości – odkrywa, że istnieje, oraz formułuje przekonania o tym, kim jest. Ciało jest matrycą całego życia i fundamentem, na którym może rozkwitać subtelna świadomość. Jeśli więc dziecko nie jest przytulane, noszone, karmione piersią, brane na kolana, kołysane w ramionach, to identyfikacja z ciałem jest zdecydowanie utrudniona. To pierwszy etap, na którym następuje oddzielenie od ciała.
Im bardziej się cywilizujemy, tym więcej cielesnego deficytu pojawiać się może na wczesnych etapach rozwoju. Od jakiegoś czasu, szczególnie w krajach wysokorozwiniętych, stopniowo odchodzi się od porodu siłami natury. Alternatywą jest coraz częstszy poród przez cesarskie cięcie z wyboru. Mimo iż procedura ta została opracowana dla ratowania życia i zdrowia matki oraz dziecka, kobiety (i lekarze) decydują się na to rozwiązanie, bo istnieje przekonanie, że jest ono mniej bolesne, szybsze oraz można je dokładniej zaplanować w czasie i lepiej kontrolować. Tego rodzaju decyzja ma jednak swoją cenę. Jak możemy przypuszczać, przechodzenie przez kanał rodny w naturalnym procesie porodu jest dla dziecka pierwszym tak całościowym i intensywnym doznaniem cielesnym. Oczywiście wiąże się z ogromnym wysiłkiem i prawdopodobnie bólem, jednak wiele wskazuje na to, że jest korzystne dla rozwoju. Ucisk ścian kanału rodnego powoduje wydzielanie się u dziecka adrenaliny, która stopniowo mobilizuje je do wysiłku. Już po urodzeniu naturalnie uwolnione hormony sprawiają, że dziecko jest bardziej odporne na stres i mniej płaczliwe. Podczas przejścia przez kanał rodny dziecko nie tylko doświadcza na poziomie ciała silnych wrażeń, które są matrycą budowania własnej tożsamości i głębokiego poczucia istnienia – ma to również znaczenie dla tworzenia się odpowiedniego mikrobiomu na skórze i wewnątrz ciała. Wiemy dzisiaj, że to środowisko bakterii, grzybów i wirusów jest niezbędne do zdrowego funkcjonowania i wpływa na funkcje nie tylko somatyczne, ale też psychiczne. Cesarskie cięcie jest pod tym względem pozorną drogą na skróty – pozbawia kobietę i (szczególnie) dziecko ważnych aspektów związanych z cielesnym doświadczeniem. Jest też nomen omen pierwszym w życiu dziecka odcięciem od pełnego doświadczenia fizycznego kontaktu z ciałem matki. Oczywiście cesarskie cięcie w wielu przypadkach nadal ratuje życie dziecka i matki. Chodzi jednak o to, by nie nadużywać tej procedury i nie traktować jej automatycznie jako alternatywy dla porodu siłami natury, gdy jest on możliwy i wskazany.
Uciekanie się do cesarskiego cięcia bez wskazań medycznych to zaledwie preludium kolejnych cielesnych kłopotów. Uwiedzeni nowoczesnymi trendami, u podłoża których jest pogoń za komfortem, zamieniliśmy tradycyjne noszenie dziecka w chuście na wózek. Dzięki temu łatwiej przemieszczać się z niemobilnym niemowlęciem – wystarczy pchać kołowe wehikuły, w których dzieci są pozbawione kontaktu z ciałem osoby dorosłej. W niektórych krajach wysokorozwiniętych (na przykład we Francji) standardem jest, że nowo narodzone niemowlę dostaje własne łóżeczko i osobny pokój. Malec spędza tam czas, otoczony przez kolorowe zabawki i pluszaki, doświadczając dotyku opiekuna wyłącznie w trakcie karmienia, przewijania czy kąpieli. A w pierwszych miesiącach życia fizyczny kontakt, szczególnie z ciałem matki, jest warunkiem prawidłowego rozwoju dziecka. Jeśli niemowlę zostaje na wiele godzin odseparowane od matczynego ciała, doświadcza deficytu w najbardziej podstawowym wymiarze własnego istnienia. W pierwszych miesiącach życia dziecko jest symbiotycznie powiązane z matką, nie odróżniając swojego ciała od jej ciała. Oczywiście ten silny związek wraz z upływem czasu słabnie, jednak naturalny proces separacji wymaga paradoksalnie bliskiego kontaktu fizycznego. Jeśli jest on ograniczony, narażamy budowanie struktury własnego „ja” na zakłócenia.
Jeszcze kilka dekad temu standardem był restrykcyjny „trening czystości”, związany z kontrolowaniem czynności wypróżniania się. Było to zwykle spowodowane względami praktycznymi – tekstylne pieluchy należało często wymieniać, prać i wygotowywać, co zagęszczało przestrzeń obowiązków domowych. Dzieci bywały sadzane na nocnik zaledwie po kilku–kilkunastu miesiącach udręki prania tetry mimo oczywistej rozwojowej niegotowości i niedojrzałej funkcji kontroli mięśni zwieraczy. Prowadziło to do zaburzeń takich jak moczenie nocne czy uporczywe zaparcia. Dzisiaj „obszar toaletowy” małych dzieci jest zdominowany przez przemysł, a konkretnie: rynek producentów pieluch jednorazowych, wykonanych z syntetycznych materiałów absorbujących wilgoć. W tym wypadku problem przesuwa się na drugą stronę wahadła: rozwój obszaru kontroli zwieraczy i pęcherza bywa zatrzymany, ponieważ dziecko, załatwiając się w pieluchę, nie odczuwa dyskomfortu, w związku z czym nie czuje potrzeby, aby zapanować nad swoją fizjologią. Czynność wypróżniania się jako podstawowa funkcja cielesna staje się tak czy inaczej problematyczna. Ciało spostrzegane jest jako kłopotliwe obciążenie, a stąd już tylko krok do stopniowego oddzielania się od siebie w wymiarze cielesnym.
Kolejnym ważnym aspektem ciała jest seksualność. W naszej kulturze ciągle stanowi ona swoiste tabu. Od najwcześniejszych lat wielu z nas uczy się, że „te rzeczy” są nieprzyzwoite, nieczyste czy wręcz niemoralne. Nagie ciało traci swoją niewinność, gdyż utożsamione jest z funkcją seksualną. Tę zaś się piętnuje. Nagość zostaje więc uznana za zagrożenie i obejmowana jest różnymi zakazami. Jeśli rodzice przesadnie chronią swoją nagość przed ciekawskim okiem dziecka, tym silniej przekazują mniej lub bardziej ukryty komunikat o jej problematycznym charakterze. Im bardziej nagość jest cenzurowana, tym silniejsze budzi emocje, paradoksalnie stając się większym obiektem sensacji i pożądania. W narracji religijnej ciało i seksualność są potencjalnym siedliskiem zła – tam przecież mieszka nasza popędowość, którą „wypada” okiełznać i kontrolować. Bez tego seksualność jest źródłem grzechu i zepsucia. Trzeba więc oddzielić się od niej, uznać ją za niebezpieczną sferę i poddać kulturowym restrykcjom. Wprawdzie św. Paweł pisze o ciele jako świątyni ducha, ale to stwierdzenie zdaje się głosem wołającego na puszczy. Historia religii jest bogatym archiwum nurtów, w których ciało traktowano jako siedlisko zła: od manicheizmu aż do różnych odłamów chrześcijaństwa. Deprecjonowanie materii, w tym ciała i jego rozmaitych funkcji – z seksualnością na czele – to wizytówka wstępujących, którzy zaznaczyli swoją obecność w wielu wierzeniach. Najdalej poszli w tym odcinaniu się od ciała gnostycy, którzy materię mieli za nic i w związku z tym ciało traktowali jako przeszkodę w osiągnięciu duchowej pełni.
Rozwój seksualny człowieka nie przebiega nigdy liniowo i identycznie dla wszystkich. Szczególnie „wrażliwym” okresem w rozkwicie seksualności jest dorastanie. Historycznie to wobec młodych chłopców i dziewcząt stosowano najsurowsze restrykcje związane z ciałem, niejako w lęku przed intensywnością wszystkiego, co przypisane okresowi dojrzewania. Nadal w wielu środowiskach tradycyjnych ( na przykład u konserwatywnych chrześcijan w USA) pielęgnowana jest idea „czystości przedmałżeńskiej” i wstrzemięźliwości, a osoby o identyfikacji nieheteronormatywnej bywają wykluczane lub zmuszane do życia w odcięciu od swoich potrzeb ( choćby przez praktykę tak zwanej terapii konwersyjnych, które mają uwarunkować negatywnie w kierunku niepożądanych popędów; proceder praktyk konwersyjnych został potępiony przez światowe organizacje zrzeszające psychoterapeutów i ośrodki naukowe).
Więcej przeczytasz w naszej książce „Cud rodzicielstwa”:
[product id="28459"]
Poznaj nasze książeczki Niuniuś - o emocjach małego dziecka:
[product id="23455, 25343, 25388, 23512, 23528, 24390, 24392, 23591, 23455, 23692, 24390, 24392, " slider="true"]
Poznaj naszą Serię Rodzicielską – tworząc ją myśleliśmy o tym, czego najbardziej potrzebują rodzice.